2003.04.27 - Spotkanie właścicieli CzW - Prószków (PL)

Internet to wspaniała rzecz. Dzięki niemu człowiek może zawierać znajomości i mieć stały kontakt z właścicielami wilczaków nawet jeśli mieszkają oni 1000km od nas. Ale nic nie zastąpi spotkania "oko w oko" i wspólnej rozmowy. I to dlatego już miesiąc po wystawie w Katowicach postanowiliśmy spotkać się ponownie. Tym razem gościnę w swojej leśniczówce zapewnili nam Agnieszka i Zdzichu, właściciele Dyny Volání rodu.

Tak jak zwykle postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i weekend rozpoczęliśmy wystawa w Opolu. Przybyliśmy tam wczesnym rankiem. A to tylko po to, by dowiedzieć się, że nasza rasa wchodzi na ring na szarym końcu, czyli koło godziny 14:00. Do tego czasu na wystawie stawiła się cała ekipa. Oprócz wystawianych: Maxa z Litavské kotliny, Fany Křivoklátský Atos, Merry Bell z Molu Es i Jolly z Molu Es dopisała też 'widownia' = przyjechały: Czako Šedý chlup, Dyna Volání rodu oraz Halla Kollárov dvor wraz z właścicielami. Wilczaki oceniala znana polska sędzina Ewa Bukład. Na pierwszy ogień poszedł jedyny wystawiany pies - był to zarazem jego debiut wystawowy. I warto było - Max zszedł z oceną doskonałą i Zwycięstwem Młodzieży. W sukach mały odsiew - tytuły zostały przyznane jedynie Jolly. Fany zdecydowała się nie biegać, a Merry Bell została zalecona dieta odchudzająca. W porównaniu tytuł "Zwycięstwo Rasy" otrzymała suczka. Wystawa zakończyła się prezentacją psów na ringu honorowym: Maxa w BISie Juniorów, a Jolly na BOGu. Psy zostały zauważone, choć do lokatowych miejsc brakło trochę szczęścia...

Po południu część z nas musiała wracać do domów, reszta zaś załadowała psy do aut i w ślad za właścicielami Dyny ruszyła do leśniczówki w Prószkowie. Tam czekał na nas iście królewski poczęstunek - podczas gdy dwunogi opychały się jedzeniem, wśród suk twał spór o jedynego mężczyznę (Czako to jednak nadal szczeniak). Max bronił się jak mógł, ostatecznie zrezygnowany szukał schronienia w samochodzie. Ale i tam nie znalazl spokoju przed natrętnymi dziewczynami... Dzień zakończył się długim spacerem i nocnym wypadem do lasu. Wróciliśmy na szczęście w komplecie, a rozmowy trwały jeszcze długo po północy.

"Rano" pobudka. Aż żal myśleć, że nadszedł czas wyjazdu. Odwlekając tą smutną chwilę jak tylko się da zdecydowaliśmy się na spacer po lesie. Normalne? Nie bardzo. Są lasy i Lasy. Człowiek przyzwyczaił się już do drzewek sadzonych z iście niemieckim "Ordnung'iem" - rządek przy rządku. To był jednak prawdziwy Las: wyglądał dokładnie tak, jakby ludzka ręka nie miała do niego dostępu. Podczas spaceru każdy mógł zaprezentować posłuszeństwo psa w lesie i sarny nie niepokojone mogły przebiegac koło nas - a sądzac po ilości naszych spotkań albo było ich tak duzo, albo całe stado podążało naszym śladem Wink Niestety odjazdu nie dało się odwlekać w nieskończoność - z żalem załadowaliśmy psy do samochodów. Pożegnanie i w drogę....

Tak zakończył się bardzo udany weekend. Pozostaje już tylko podziękować za wsapniałą gościnę i mieć nadzieję, że gospodarze nie mieli nas dość i za rok będziemy mieli możliwość sprawdzenia jak przez ten czas zmieniły się lasy koło Prószkowa....

Margo

Odpowiedzi