1999.06.19 - MWP Szczecin (PL)

W Szczecinie byliśmy z Boltonem w sobotę - jako zwiedzający. Dotarliśmy tam dopiero o 13:00 i nie udało się nam już załapać na pokaz agility - szkoda....W sumie cały czas chodziliśmy po terenie wystawy - z 30 minutową przerwą przy ringu ONów (był tam taki przyjemny cień...).

Na co zwróciliśmy uwagę, co nam się (nie) podobało:

- początek był tragiczny: Bolowi zdecydowanie nie przypadły do gustu szczecińskie tramwaje i zachowywał się jak robak na haczyku - łbem leżał mi na kolanach; zadem wędrował po współpasażerach

- dużego plusa dostaje wystawa od Bola za lokalizacje (za lasek)

- (malutki) minus mają ogranizatorzy - za niedopracowany katalog oraz za to, że przez 15 min nie było wiadomo, czy wejdziemy z Boltonem na teren wystawy: przy bocznej bramie powiedzieli, że wejść mogą tylko wystawiane psy. Przy głównej oświadczono nam ze pieska możemy przywiązać do płotu żeby na nas poczekał Całe szczęście, ktoś "z góry" w porę wytłumaczył ochronie, że mają jedynie sprawdzać ważność książeczki zdrowia. Puścilismy to jednak w niepamięć, gdy naszym oczom ukazały się beczki z wodą do picia dla psów (szkoda, że pomimo tego niektórzy właściciele zapomnieli o pojeniu swoich podopiecznych).

- bardzo podobały się nam: największy (wilczarz irlandzki Glenn von Schwattenhoff - wielkości kucyka) i najmniejszy pies wystawy (szczeniak Chihuahua Prinzi Lubońskie Iskierki).

- byliśmy też oczywiście przy ringu beagli - krótko, bo żaden nie chciał się ustawić do zdjęcia, a jeden z nich zaczął podszczypywać Bola

- słabo według nas wypadły ONy - pomimo uczestnictwa Niemców nie było na czym zawiesić oka (oprócz dwóch wyjątków), a jeśli by do tego dodać ocene charakteru - to TRAGEDIA

- sporo czasu spędziliśmy przy dużych chartach (niestety nie udało się nam być przy wystawianiu borzoi, ale podziwialiśmy je poza ringiem)

- z daleka trzymaliśmy się od małych piesków (yorków itd), bo Bolo ma raczej kiepskie maniery i nie chcieliśmy, żeby jakiegoś zadeptał

-jak zwylke można było obserwować wspaniałe pary, gdzie miłość do właściciela biła psu z oczu, jak i przypadki szarpania psa (bo nie wygrał), wyżywania się na psie (bo nie zachowuje się tak jak powinien), czy też przykry widok psa kulącego się na ringu (ze strachu przed właścicelem)

- wiele razy mieliśmy wrażenie, jakby niektórzy dopiero 2 dni wcześniej uświadomili sobie, że jadą na wystawe i należy (siebie i psa trochę przygotować). A już całkiem przykre było, gdy całą winę zrzucali na psa

- byliśmy przy wyborze najlepszego psa rasy polskiej (osobiście ciężko by było mi wybrać) i najlepszego szczeniaka (mnie tam podobała się Chihuahua) - niczego więcej się nie doczekaliśmy: trzeba było wracać...

Ogólnie było świetnie i w przyszłym roku przyjedziemy tak już jako wystawiający.

Odpowiedzi