2005.01.08 - Krwawe opowieści z placu szkoleniowego

Oj, my też mamy co wspominać z placu szkoleniowego....

Na jednym z kursów mieliśmy w grupie dobermana. Pies był spoko, ale cięty na inne samce jak diabli - typowy książkowy "dominant". Do tego właściciela miał "kochaniutkiego": piesek chodził bez kagańca, bo go "obcierał" (sporo szczekał, więc najlepszy byłby dla niego kaganiec "szczekacz", ale u nas nie ma szans go dostać). Któregoś razu olał przywołanie i ruszył do Boltona. Pastwił się mu na grzbiecie przez jakiś czas (Bolo był trzymany na smyczy), póki nie udało się go odciągnąć (Bolowi nic się nie stało - nawet zadrapania nie miał ). Potem jeszcze dobkowi na kolejnej lekcji "zerwała się obroża" i mieliśmy powtórkę z rozrywki.... Ostatnie spotkanie zakończyło się pogryzionym Przemkiem (to tak jest jak się pcha łapy, gdzie nie trzeba , ale po rozstawie zębów i sile ugryzienia było widać, że zarobił od dobka ), dziurawym dobermanem i nienaruszonym Bolkiem. Od tego momentu podzieliślimy się z właścicielem psa lekcjami - raz przychodził on, raz Bolton...
Ale od tego czasu Bolek delikatnie mówiąc nie przepada za dobkami (tzn z takimi normalnymi się chętnie bawi, szczególnie panienkami, ale z samcami ma na pieńku)....

Co mnie najbardziej denerwuje to to, że człowiek się stara, aby pies był OK, a tu w ciągu dwóch dni dochodzi kolejna rasa, na którą pies nie może patrzeć...

Odpowiedzi