2004.06.22 - Z życia Wiewiórki, czyli cicha woda...

Wiewiórka (aka Alistair) jest już z nami jakiś czas, ale coraz to wymyśla coś nowego. Fakt, że Balrog potrafi zaszaleć i znowu czuję to co każdy nowy właściciel wilczaka, gdy trzeba chować łapcie, jedzenie, itp (niczego nie niszczy, ale mało ciekawe jest poranne maszerowanie na dwór, aby pozbierać swoje rzeczy). Ale prawdziwym koniem trojańskim okazała się jednak Alistair....

Tak jak pisałam, bohaterem nie jest, ale z dnia na dzień coraz bardziej się rozkręca. Aż strach bierze, co będzie jak wyjdzie na prostą...

Ponieważ byłam pierwszą osobą, z którą miała kontakt po odebraniu z Barcelony, to postanowiła, że będę jej panią. Efekt jest taki, że powinnam nazwać ją Shadow (ang: cień), bo chodzi za mną krok w krok (w momencie pisania tego listu leży jak zwykle pod nogami i może tak siedzieć cały dzień). Gdy idę na telewizje, leży na tym samym fotelu. Jedynie w łazience mam trochę samotności, choć Ali nie jest z tego zbyt zadowolona...
Kłopot w tym, że nie ma mowy o wymarszu na spacer i pozostawieniu Wiewiórki w domu, bo zaraz robi hop przez ogrodzenie...i maszeruje ze mną. Całe szczęście, że zostaje na terenie, gdy jadę do miasta albo do Frankfurtu.

Wiewiórka okazała się niezłym ziółkiem jeśli chodzi o charakterek. Ma go po matce... To za każdym razem szokuje Merry Bell, bo przyzwyczaiła się do uległych suczysk, a tutaj takie rozczarowanie. Całe szczęście całą bandę daje się utrzymać w ryzach i nie ma sprzeczek - jakoś się dogadują. Nawet wszystkie jędzą z tych samych misek. Ale widać co mogłoby się stać, gdyby trafiła do mniej wyrozumiałego stada - co tu dużo gadać: Ali nie daje sobie dmuchać w kasze. Szczególnie gdy w zęby dostanie kawał mięsa.

Nie jest źle jeśli chodzi o jedzenie. Tzn broni go, tak samo jak Balrog, ale zarówno on jak i ona zostały nauczone, że pana się nie gryzie i można im wyciągnąć ze szczęki każde mięsko, nawet jeśli reszta stada dostałaby za coś podobnego zębami po głowie. Ale trzeba mieć nerwy, bo reaguje tak samo jak szkolona przez nas Jolka i pokazuje ząbki... choć nie robi nic więcej (nie powiem, że nie próbowała ).

Mieszkając 500 metrów od plaży Wiewiórka świetnie nauczyła się pływać. Ale nie tak jak każdy szanujący się pies, tylko raczej jak delfin (a raczej dwa delfiny, bo Barog reaguje na wodę tak samo). Na widok wody dają nura i właśnie nurkowanie sprawia im najwięcej radości... To pewnie "uraz" z powodu fal nad oceanem - tam nie dało się inaczej pływać. Nie nauczyła się tylko, że jest coś takiego jak nadbrzeża i skacze do wody, a dopiero potem myśli, czy jest jakieś wyjście... Balroga można będzie szkolić jak ratownika wodnego - tzn jak wybije mu się z głowy, że topienie to nie jest dobra zabawa dla tonącego człowieka...

Wydawało się, że Wiewiórka to spokojne psisko, ale wyszło na jaw, że ma przestawiony zegar biologiczny i z powodu portugalskich upałów staje się aktywna dopiero w nocy, kiedy szanująca się reszta stada idzie właśnie spać. Pierwszego dnia obudziła mnie tylko pod to, aby przynieść mi doniczkę i pochwalić się, że wykopała paprotke... Teraz zaczynamy się przyzwyczajać, że po północy na podwórku odbywają się dzikie zabawy i pogonie. Cierpi jedynie Bolo, bo co kilka rundek Balrog i Ali wpadają do pokoju, aby pokazać mu swoje uwielbienie i choć trochę polizać. Bolton zdecydowanie nie należy do fanów takich pobudek i co jakiś czas rozlega się gardlowy warkot (na który oczywiście żadne z nich nie zwraca uwagi).

Jest nadzieja, że Wiewiórka się rozrusza. Na spacerze puszczaliśmy ją bez smyczy już drugiego dnia. Nie było żadnego problemu - słucha się, choć jeszcze ma spory kłopot z polskimi komendami. Spokojnie możemy chodzić do lasu, bo nie ma obawy, że kogoś zaatakuje. Choć jest stasznie wścibska - wszystko musi skontrolować. Przylatuje za każdym razem, gdy są odwiedziny, lub wizyta, choćby po to aby zobaczyć kto przyszedł. Na początku wywoływała małe zamieszanie, bo myśleliśmy, że będzie się bała obcych ludzi, a tu nagle pojawiła się w pokoju kontrolując każda nową osobe.

Wiewiórka to prawdziwy Speedy Gonzales. Fakt, że ma budowe wyścigowca.. Przemek zrobił jej małą rozgrzewke, a przedwczoraj zrobiliśmy sobie wycieczkę nad jezioro. Tym razem wybraliśmy te położone trochę dalej, więc wyszło ponad 70 km. Że dla Jolki to była pestka wcale nas nie zaskoczyło, ale i Wiewiórka pokonała trase bez żadnego problemu i mimo ciepłej pogody i słońca moglibyśmy bez problemu dobić do 100, gdyby był czas i potrzeba. I pomysleć, że Ali jest jeszcze kompletnie pozbawiona mięśni i niewytrenowana...

Tak więc narazie się nie nudzimy...

Odpowiedzi